Zielona Granica
Zastanawiałem się czy jest w ogóle sens pisać o tym filmie, bo jasno i wyraźnie widać, że znakomita część polskiego internetu wyrobiła sobie na jego temat opinię jeszcze przed premierą. Ale kurz już trochę opadł, więc postanowiłem jednak podzielić się moją opinią.
Jest to bez dwóch zdań najgłośniejszy polski film tego roku. Nawet “Kler” Smarzowskiego nie zrobił takiego medialnego zamieszania. Nasuwa się jednak pytanie, czy pod jego grubą i twardą warstwą polityczną, można znaleźć cokolwiek więcej.
Moim zdaniem tak.
Ale.
Naprawdę ciężko ten film oderwać od rzeczywistości, w której powstał. Trudno o obiektywność, gdy najważniejsi politycy kraju go komentują i przyrównują jego seans do oglądania niemieckich filmów propagandowych z czasów okupacji.1
Ale od początku.
“Zielona Granica” to dramat w reżyserii Agnieszki Holland, opowiadający wydarzenia dziejące się na polsko-białoruskiej granicy, przez którą chcą przedostać się uchodźcy z ogarniętych wojną krajów Azji Centralnej i Bliskiego Wschodu.
Film podzielony jest na rozdziały, przedstawiające konflikt z trzech różnych perspektyw: rodziny uchodźców z Syrii, próbujących przedostać się przez Białoruś do Europy przez polską granicę, psycholożki Julii (Maja Ostaszewska), która postanawia dołączyć do aktywistów pomagających znajdowanym w lesie obcokrajowcom, oraz dręczonego wyrzutami sumienia młodego strażnika granicznego Jana (Tomasz Włosok).
To, że będzie to film trudny do oglądania, było jasne. Przez dwie i pół godziny oglądamy jak głodni i wycieńczeni uchodźcy walczą o życie swoje i swoich dzieci. Oglądamy brutalne działania służb granicznych Polski i Białorusi, które na zmianię przerzucają emigrantów przez granicę, nie bawiąc się w subtelności - bez znaczenia czy mają do czynienia z ludźmi starszymi, kobietami w ciąży, czy dziećmi. Oglądamy kolejne tury rozgrywki, w której pionkami są zdehumanizowani i oszukani przybysze z Syrii i Afganistanu. Dowódca oddziału mówi jasno: “To nie są ludzie, to są pociski”.
Podejście policji jest podobne. Robią co mogą aby psuć plany aktywistów, chcących pomagać znalezionym w lesie uchodźcom.
I nie trudno w tym momencie zrozumieć oburzenie osób, które widzą w tej historii jawne bezczeszczenie polskiego munduru. Ale trzeba zauważyć, że równie mocne ciosy wyprowadzane tu są na służby Białorusi, a także w kierunku odwracającej wzrok na problemy emigrantów Unii Europejskiej.
W kontraście dla tych potwornych wydarzeń stoją jednostki, takie jak Jan i Julia, którzy próbują toczyć walkę z systemem, będąc jedynie małymi trybikami machiny politycznej większej, niż tylko jeden kraj. Oni sa głosem naszego sumienia i pokazują, że każdy człowiek jest zdolny do niesienia dobra.
To film z naprawdę mocnym przekazem, jednak jego największą wadą jest zawarta w nim polityka. Dało się tę historię opowiedzieć bez jawnego atakowania funkcjonariuszy obecnej władzy, którzy wymieniani tu są wręcz z nazwiska. Są to sceny słabe i zbędne, wciśnięte na siłę i nie wnoszące do fabuły niczego wartościowego. Stanowią jedynie wodę na młyn dla całej tej politycznej nagonki, która wokół filmu się toczy i szkodzi samemu przesłaniu filmu, które mogłoby trafić także do niektórych sympatyków partii rządzącej. Jednak nie trafi, gdy jest podane w taki sposób.
Nie jestem fanem filmów czarno-białych, bo często taka paleta wydaje mi się być zbędnym bajerem, który na siłę próbuje z filmu zrobić sztukę z wyższej półki, niż ta, na którą zasłużył, sztucznie nadmuchując jego dramatyczność. I tak niestety jest także w tym wypadku. Moim zdaniem “Zielona Granica” zyskałaby, gdyby faktycznie była zielona.
Na plus natomiast wypadają zdjęcia Tomasza Naumiuka, świetnie imitujące film dokumentujący prawdziwe zdarzenia. Jego kadry są wąskie, wręcz klaustrofobiczne i doskonale tworzą klimat zaszczucia - mimo że akcja toczy się przecież na otwartej przestrzeni.
Podsumowując, “Zielona Granica” to film ważny i warty uwagi, choć nie pozbawiony wad. Jego polityczna polaryzacja niestety tłumi jego przekaz, ale jeśli spojrzy się ponad to, da się odnaleźć jego mocno bijące do ludzi serce.
I obecny bojkot ma dokładnie taki sam skutek, jaki miał wtedy - kina pękają w szwach.